moje spotkanie z Franciszkiem
08 sierpnia
Minął tydzień
od zakończenia Światowych Dni Młodzieży w Krakowie; od spotkania Papieża
Franciszka z młodymi ludźmi z całego świata na polskiej ziemi. Mija tydzień od
mojego spotkania z Ojcem Świętym. Czas najwyższy na krótkie podsumowanie.
Moje mini
uczestnictwo w Światowych Dniach Młodzieży
Zaczęło się
dopiero w piątek, a zakończyło w niedzielę, stąd określenie: mini. O moim żalu,
że zaplanowałam mój wyjazd tak późno i na tak krótko wspominałam we
wcześniejszym wpisie.
O świcie w
piątek wyruszyłam w kierunku Krakowa a po południu byłam już na miejscu. Pogoda
była prawdziwie wakacyjna. Przemierzając kolejne uliczki, aby dotrzeć na
miejsce mojego pobytu (zaledwie pół godziny pieszo od Dworca Głównego) otaczały
mnie czerwone, niebieskie i żółte barwy - to barwy ŚDM-owe. A za tymi barwami - ludzie - mnóstwo chrześcijan z różnych kontynentów i krajów. Każdy w
swoim języku mówił, modlił się, śpiewał. Istny misz-masz!
Tego dnia
wieczorem uczestniczyłam w Drodze Krzyżowej z Papieżem Franciszkiem na
Błoniach. To było pierwsze nasze spotkanie. A właściwie drugie - jeszcze ciut
wcześniej Franciszek przejeżdżał ulicą, wzdłuż której szłam na Błonia. Z uporem
próbowałam zrobić Mu zdjęcie, ale na zdjęcie załapała się tylko jego
pozdrawiająco-machająca ręka ;) Już na Błoniach Papież podkreślił, że spotykamy się, aby
świętować żywą obecność Jezusa. Nie było to stwierdzenie wyolbrzymione. Wszyscy
jak tam byliśmy przyjechaliśmy, aby pokazać całemu światu, w Kogo wierzymy.
Taki duży fanklub Jezusa Chrystusa (+ nieobecni)!
Późnym wieczorem
poszłam jeszcze zasłuchać się w kato - muzykach w ramach Strefy Chwały Polska
1050. Największą radość sprawił mi Maleo! Moja miłość nastoletnich lat wciąż
żywa! ;)
Sobota to dzień
pielgrzymki na miejsce czuwania (Brzegi). Ok. 14 wyruszyłam, ok 18 byłam na
miejscu. Droga nie była prosta. Przez większość pielgrzymki szłam z grupą, a na
koniec już sama, do mojego sektora (innego niż grupa). Trudno opisać moją
radość po wejściu do sektora :) Wszystko mnie cieszyło. Czuwanie z Papieżem i
późniejszy koncert (nie wysłuchałam go w całości, bo zasnęłam) to przeżycie
duchowe nieporównywalne jak dotąd z żadnym z podobnych modlitewnych spotkań. W
nocy było zimno. O północy musieliśmy opuścić nasz sektor. Przespałam się na
kawałku wolnego miejsca między sektorami. A rano mały cud i powrót do mojego
sektora. Sektor S był blisko ołtarza, co sprawiło, że mogłam jeszcze lepiej
przeżyć ten czas i jeszcze bardziej uczestniczyć. Niedzielna Eucharystia to
prawdziwa uczta duchowa. Trudność w pisaniu mojego bloga polega często na tym,
że piszę głównie o tym, czego nie widać; czego nie da się opisać kolorami,
kształtami, zapachem czy smakiem. To co dzieje się w sercu człowieka, jest
trudne do nazwania. Po Eucharystii w doborowym towarzystwie Brązowych Braci,
udałam się na odpoczynek... A później - do domu.
Słowa Papieża
Pierwsze słowa,
które głęboko zapadły w moje serce, to te, które słyszałam jeszcze za
pośrednictwem telewizji będąc w domu, o tym, że jeśli Jezus dotyka serca
młodego człowieka, to jest on zdolny do naprawdę wielkich dzieł. Tyle razy
zastanawiam się czy coś nie jest ponad moje możliwości, ponad moje
przyzwyczajenia, ponad moją - słabą; małą - miłość. A te słowa Papieża dają mi
realną nadzieję, na to, że jeśli jakiś pomysł pochodzi od Jezusa; jest czułym
dotykiem Boga to jestem zdolna do wielkich rzeczy. Czasem myślę - odważę się, a
później będę robić rzeczy, które mi się nie podobają, których nie lubię, więc
nie chcę tak... I na to dostałam niesamowicie prostą i prawdziwą odpowiedź:
Jezus Chrystus jest tym, który potrafi obdarzyć prawdziwą pasją życia.
Wystarczy zaufać iii... skoczyć na głęboką wodę :)
Podczas Drogi
Krzyżowej Papież Franciszek mówił o potrzebie bezinteresownego daru z siebie.
Uderzyło mnie to mocno, bo ostatnio najbardziej właśnie nad tym pracuję. Aby
mniej myśleć o sobie, a bardziej o innych, aby przestać się skupiać na sobie i
tym żeby mi było dobrze, ale żyć tak, aby inni byli szczęśliwi żyjąc obok mnie.
Ojciec Święty powiedział: Dziś ludzkość potrzebuje mężczyzn i kobiet, a
szczególnie ludzi młodych, takich jak wy, którzy nie chcą przeżywać swojego
życia połowicznie, młodych gotowych poświęcić swoje życie w bezinteresownej
służbie braciom najuboższym i najsłabszym, na wzór Chrystusa, który oddał się
całkowicie dla naszego zbawienia.
To zadanie
najtrudniejsze. Egoizm jest w każdym z nas. A Franciszek proponuje, aby żyć tak
jak Jezus - zrezygnować ze wszystkiego dla innych. Totalne szaleństwo i na
pewno - totalna radość takiego życia. Co zresztą widać w przykładzie osób
duchownych, sióstr i braci zakonnych oraz świeckich wolontariuszy, misjonarzy,
którzy odważyli się własnie tak żyć.
Przez całe to
nauczanie podczas ŚDM najbardziej wybrzmiewało mi właśnie to przesłanie, że w
życiu chodzi o to, by być bardziej dla innych a nie dla siebie. Mam z tym niestety
problem. Planując życie, zastanawiając się nad wyborem drogi życiowej ciągle
myślę: czy ja będę szczęśliwa. Nie ma w tym nic złego, to takie ludzkie myślenie, z którym Pan Bóg nie mniej nas kocha. Ale tak naprawdę chodzi o coś zupełnie innego.
Chodzi o to, gdzie najpełniej będę mogła (ze swoimi predyspozycjami) realizować
Drogę Jezusa - czyli ofiarowywać swoje życie dla innych. Cytat tak często
powtarzany, jak często wspominane we wszelakich mediach ŚDM, muszę jednak i ja
go zamieścić, bo jest piękną sentencją, która na długo będzie w moim sercu.
Ilekroć będę podejmować działania, chcę przypominać sobie właśnie tę myśl:
Jezus jest Panem ryzyka, tego wychodzenia zawsze poza. Jezus nie jest Panem
komfortu, bezpieczeństwa i wygody. Aby pójść za Jezusem, trzeba mieć trochę
odwagi, trzeba zdecydować się na zamianę kanapy na parę butów, które pomogą ci
chodzić po drogach, o jakich ci się nigdy nie śniło ani nawet o jakich nie
pomyślałeś; po drogach, które mogą otworzyć nowe horyzonty, nadających się do
zarażania radością, tą radością, która rodzi się z miłości Boga, radością, która
pozostawia w twoim sercu każdy gest, każdą postawę miłosierdzia.
Przyszłość
Papież na
zakończenie Drogi Krzyżowej powiedział, że niektórzy uczniowie Jezusa wrócili
do domu w Wielki Piątek smutni, inni woleli zapomnieć o krzyżu. Zostaliśmy
zapytani z czym dzisiaj wrócimy na miejsce naszych noclegów. A ja mam w głowie to
pytanie w kontekście powrotu ze ŚDM: jak wracam do domu po tych wydarzeniach?
Co się zmieniło? Czy cokolwiek? W innym miejscu - na Campusie Misericordiae
Papież zaznaczał kilkukrotnie, że przyszliśmy zostawić ślad. Rozumiem ten ślad
jako owoce mojego życia. Jadąc na ŚDM nie myślałam o tym, żeby było fajnie i
miło. Myślałam o tym spotkaniu z perspektywą co będzie później, bo mam świadomość, jak wiele w moim życiu powinno się zmienić, aby nabrało ono smaku. Dzisiaj mogę
powiedzieć: moje życie się zmienia. Czy te owoce będą trwałe, tego nie wiem.
Modlę się codziennie o wierność Panu i o zachowanie od złego. A teraz także o chęci do zamiany kanapy na buty i wyruszenia z Jezusem na serio w podróż życia.
Modlę się codziennie o wierność Panu i o zachowanie od złego. A teraz także o chęci do zamiany kanapy na buty i wyruszenia z Jezusem na serio w podróż życia.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
A Ty? Jakie masz przemyślenia związane z wizytą Ojca Świętego w Polsce? Podziel się nimi, nawet jeśli uczestniczyłeś w ŚDM tylko za pośrednictwem mediów.
2 komentarze
Dawno tutaj nie byłam. Kiedy jeszcze istniało forum na apostol.pl - zaglądałam.
OdpowiedzUsuńJa dzielę się moimi przeżyciami tutaj www.bialy-notes.blogspot.com
Witam ponownie :) I zachęcam do zaglądania częściej! ;)
Usuń