obrać najlepszą cząstkę

08 października

„Dzisiaj wzeszło słońce, ale nie poświęciliśmy temu, ani chwili uwagi.” – pozwolę powtórzyć sobie za Andrea Gasparino. Wstaliśmy i przeszliśmy jak gdyby nigdy nic do swoich codziennych obowiązków. Spowszedniało nam to wszystko; nawet tak wielki dar jakim jest nowy dzień. Zapomnieliśmy o dziękczynieniu. A tak wiele jest łask, za które wypadałoby dziękować Stwórcy.



Spotyka mnie wiele dobra! Tak, to nadal piszę ja, ta sama Monika, która ciągle narzeka, że wszystko się sypie, świat się wali, i nie wiadomo co dalej… Dużo dobra. Za mną weekend. W piątek wybrałam się na zakupy, całkiem udane. Miałam kupić buty, ale nie kupiłam butów, za to kupiłam trochę innych rzeczy. Za butami wciąż się rozglądam …może jutro kupię :p Później było św. Franciszka z Asyżu, Msza Święta – dla dzieci :) Oj, brakowało mi tego Poczekajkowego klimatu ;] W sobotę równie przyjemnie: kocyk, książeczka, herbatka. A w niedziele Msza Święta –znowu dla dzieci ;P A po niej bardzo sympatyczne spotkanie z przyjacielem –bratem zakonnym. Duuużo rozmowy, to charakterystyczne dla tego brata :) Wieczorem jeszcze jakże miły telefon od znajomego księdza poznanego na pielgrzymce. Jakoś tak dużo dobra wniósł w to moje tegoroczne pielgrzymowanie swoją obecnością.  Bardzo lubię takie intuicyjne znajomości. Zaczęłam tydzień dobrze. Już jutro środa! Jak ten czas szybciutko ucieka.
Szkoła, uczelnia, praca, obowiązki codzienne i przyjemności przysłaniają nam życie duchowe, życie w świadomości nieustającej obecności Boga. On Jest. A my? Biegamy niby to wokół Niego, może nawet codziennie się modlimy, ale… troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę  -wybrała zasłuchanie w Słowo Boże. Tego nam bardzo potrzeba. Mam świadomość, że tego mi dzisiaj bardzo potrzeba- większego zasłuchania w Słowo Boże. Dlatego staram się codziennie uczestniczyć w Mszy Świętej, a jeśli nie mogę (choć tak naprawdę mogę prawie zawsze, tylko czasem się skutecznie sama przed sobą usprawiedliwiam)to chociaż przemedytować w domu (czyt. stancja) Słowo na dany dzień. To bardzo pomaga w normalnym życiu; wysłuchać Słowa i skonfrontować je ze swoim życiem, z czasem i miejscem i sytuacją w jakiej się obecnie znajduję. Poza tym jest październik, więc chodzę z różańcem (choć staram się nie ograniczać odmawiania różańca do października, i nawet…nieźle mi to wychodzi ;)) i polecam Wam modlitwę różańcową. To jest ogromna siła. Co raz to dowiaduję się ile ta modlitwa zdziałała –cuda po prostu, cuda. Zresztą mogę chyba śmiało powiedzieć, że w moim życiu ta modlitwa też pomogła poukładać wiele spraw i myślę, że gdyby nie swego czasu modlitwa różańcowa całą rodziną (dziś już nie ma o tym mowy), to by tak to wszystko dobrze się nie poukładało, to nie bylibyśmy tak silni. Ja to dostrzegam. Ufam, że cała moja rodzina jeśli jeszcze teraz uważa, że to swoją pracą, swoją siłą i mocą dała radę, to że z czasem zobaczy, że po ludzku niemożliwe byłoby aby tak wszystko się potoczyło, to Boże działanie i Jego potężna moc i łaskawość. Polecam Wam, módlcie się różańcem, a nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie będziecie widzieć jakiś zmian, jakiś owoców, to ta modlitwa nie jest bezskuteczna, być może ratujecie właśnie życie wieczne jakiejś osobie (bo np. dzięki Waszej modlitwie poszła do spowiedzi). Maryja wie, komu co potrzeba :)
Zaczął się rok akademicki, zaczęły się też dni skupienia w różnych zgromadzeniach zakonnych. Może warto gdzieś, coś? Taki cykl comiesięcznych dni skupienia to pewnego rodzaju ‘formacja’ :)
W każdym razie –ja się wybieram.
Proszę Was też o modlitwę, abym wreszcie się przełamała i wróciła w ramiona kochającego Ojca, czekającego na mój powrót (przez spowiedź).

pax! ;]

You Might Also Like

3 komentarze

  1. Nie no to Ty? :D; ach to zabieganie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś nie rozumiałam i nie lubiłam mojej Patronki - Marty. Z wiekiem dotarło do mnie, dlaczego Jezus zwrócił Jej uwagę na postawę Marii. Tak, Marta na pewno wkładała w swoją krzątaninę wiele serca, ale za bardzo skupiała się tylko na robocie, żeby wzrastać trzeba czegoś jeszcze. Sama tego bardzo często doświadczam, zwłaszcza ostatnio, na polu pracy zawodowej. Ale strasznie mi się podoba to, że Jezus WYPOWIADA imię Marty, jak i to, że "Martunia" wylewa przed Nim swe żale, że taka zapracowana, że nie ma jej kto pomóc, bo "siostrunia" tylko siedzi i nic ( pozornie, po ludzku "nic" ), Była sfrustrowana, zestresowana, wyrzuciła to z siebie, a Jezus nie skarcił jej, jak ona tak może mówić, nie wpadł w gniew, że Mu "kura domowa" stroi fochy, lecz po prostu nazwał i określił problem Marty ( troszczysz się i niepokoisz o wiele ). Wybacz mój słowotok i może chaotyczność, ale uwielbiam tę ewangeliczną scenę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że ja też lubię tę scenę, choć nie mam na imię Marta. Zawsze nawet jakoś bardzo chciałam, żałowałam że moje imie nie jest biblijne, że gdzies nie występuje, a już własnie Marta - wypowiedziene przez Jezusa, no to jest niesamowite. Było mi szkoda, że to jednak nie Monika. Do czasu, aż zrozumiałam, że Słowo Boże jest żywe, że jest skierowane do każdego z nas, i że tak naprawdę, to Słowo do Marty, to Słowo do każdego z nas. Jakoś to mi pozwoliło się otrząsnąć z tego bólu niebiblijnego imienia ;P

      Dzięki, że się podzieliłaś! Pax! :)

      Usuń