Kazanie zostawmy kapłanom

11 marca


W ostatnich dniach głośno się zrobiło o dopuszczeniu kobiet do głoszenia kazań. To wszystko za sprawą dodatku dla kobiet w L’Osservatore Romano, który to poświęcony został wzywaniu, aby pozwolić kobietom głosić kazania.
Czytałam kilka opinii na ten temat, z jednymi się zgadzam z innymi nie. Marta Brzezińska-Waleszczyk, której artykuły bardzo lubię czytać (trochę z przekory, ponieważ zwykle się z nimi nie zgadzam), w tekście pt.: „Co ci się stanie, jeśli posłuchasz kazania kobiety?” podsumowując zadaje pytanie, czy nie warto się nad tym choćby zastanowić. Otóż – podnoszę rękawicę.
CZEMU MA TO SŁUŻYĆ?
Właśnie tego do końca nie wiadomo. Po co wprowadzać kobiety na ambonę?
Brzezińska- Waleszczyk uważa, że chodzi o „chęć zwiększenia udziału kobiet w życiu Kościoła. A także spojrzenie na pewne sprawy i problemy właśnie z perspektywy kobiet” – dalej powołując się na fragment artykułu z L’ossevatore Romano cytuje francuską dominikankę (zwolenniczkę głoszenia przez kobiety kazań): "Kobiety już głoszą, prowadzą rekolekcje i wygłaszają konferencje w miejscach, w których mężczyźni czynią to od dawna.” Właśnie! Kobiety już głoszą w wielu miejscach – prowadzą rekolekcje, mówią konferencje, świadectwa. Kościół jest przepełniony kobietami – pełno jest nas we wspólnotach i na różnego rodzaju spotkaniach modlitewnych. Zwykle to nam w udziale przypada bycie liderkami grup czy animatorkami. To w większości kobiety są doradcami życia rodzinnego w duszpasterstwach rodzin. Mamy w sobie ogromny potencjał, który możemy wykorzystać, jeśli tylko chcemy. Uważam, że jest to bardzo duży udział w życiu Kościoła i zwyczajnie nie widzę potrzeby go zwiększania, na pewno nie poprzez wprowadzenie kobiet na ambony kościołów. Przeciwnie – widzę potrzebę zwiększania udziału mężczyzn w życiu Kościoła. Jeśli kobiety zaczęłyby głosić kazania to sądzę, że procent mężczyzn uczestniczących we Mszy Świętej by zmalał. Chyba, że kobiety głoszące byłyby wyjątkowo urodziwe, wówczas znalazłaby się grupa panów, którzy przyszli popatrzeć na piękne kobiety (chyba nie muszę wspominać, jak bardzo byłoby to ich „uczestnictwo” bez sensu).
„Perspektywa kobiet” – czy ona jest potrzebna na kazaniach? Chyba się trochę zapomnieliśmy. Na kazaniach obok Słowa Bożego, a może właściwszym jest powiedzieć – w łączności z Nim głosi się naukę Kościoła. W moim przekonaniu tutaj nie powinno być podziału na jakąkolwiek perspektywę: kobiecą i męską, perspektywę małżonków i osób żyjących samotnie, perspektywę bezrobotnych i zatrudnionych itd. Ta perspektywa ma być jedna – perspektywa Dziecka Bożego.
„KOBIECOŚĆ” TEMATÓW
Jeszcze jeden cytat z tekstu „Co ci się stanie, jeśli posłuchasz kazania kobiety?”: "Żaden mężczyzna nie wie, co to znaczy nosić w sobie dziecko. Nawet ślepy ma większe pojęcie o kolorach. Żądanie od kobiety, żeby nosiła w sobie dziecko z gwałtu, jest czymś nie do wyobrażenia. Niech ten grzech idzie na konto sprawcy gwałtu. Niech żaden mężczyzna, także ksiądz, nie wymądrza się w tych sprawach" – mówiła ostatnio w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" Józefa Hennelowa. (…) cytat doskonale oddaje "kobiecość" niektórych tematów(…).”
Owszem- żaden mężczyzna nie wie, co znaczy nosić w sobie dziecko, ale to sytuacja analogiczna do tej, gdzie żadna kobieta nie wie, co znaczy nie być powołanym do noszenia w sobie dziecka i być powołanym do ojcostwa (a każdy mężczyzna jest do tego powołany, tak jak każda kobieta jest powołana do macierzyństwa). Jeśli już mówimy o gwałcie to błagam, nie pomijamy tej osoby trzeciej, która jest bezbronna w tym wszystkim, a tak naprawdę najbardziej pokrzywdzona, bo odbiera się jej życie. Rozumiem sugestię, że aborcja przy gwałcie to mniejsze zło. I wyrażam wielki sprzeciw- nie zgadzam się! Aborcja nigdy nie jest ok. I tak naprawdę na konto sprawcy nie idzie nic, albo niewiele (jeśli chodzi o kary ziemskie). A prawie cały ciężar spadnie na kobietę – matkę (wtedy już – zabitego dziecka), która będzie musiała każdego dnia zmagać się z konsekwencjami aborcji. Wracając do meritum – nie uważam, żeby aborcja (czy inne tematy, które ciągle wracają w Kościele tj. antykoncepcja czy in vitro…) była tematem wyłącznie kobiecym, o którym mówić i słuchać powinny tylko kobiety. To mężczyźni mają bardzo duży wpływ na decyzje kobiet: zarówno te dobre jak i złe. Każdy człowiek powinien mieć wiedzę na te temat, a każdy katolik znać stanowisko Kościoła, którego jest członkiem w tych sprawach.
KOBIETA NA AMBONIE I CO DALEJ?
Istnieją przepisy w prawie kościelnym, które mówią o tym, kto może głosić kazania. W żadnym z tych przepisów nie ma mowy o tym, aby to kobieta miała głosić kazanie podczas Mszy Świętej. Jeżeli zaczniemy zmieniać te przepisy, ze względu na to, że ktoś uważa, że powinny być zmienione to nie powstrzyma nas nic od pójścia o krok dalej. Zgodnie z powiedzeniem: dasz komuś palec weźmie całą rękę. Znajdą się tacy, którzy powiedzą: wyświęćmy kobiety na kapłanów, one będą lepszymi słuchaczkami w konfesjonałach, z większą starannością będą sprawować Eucharystię, bardziej będą dbały o wiernych. I rola kobiet się też zwiększy, ale czy to przyniesie rzeczywistą korzyść wspólnocie Kościoła?
RÓWNOUPRAWNIENIU MÓWIĘ NIE 
Walczy się w dzisiejszym świecie o równouprawnienie. My o nie walczymy – kobiety XXI wieku. A ja nie chcę równouprawnienia. Jestem w pełni świadoma swojej słabości wynikającej z mojej płci i kocham te słabości, bo to one czynią mnie kobietą. A kocham być kobietą! Nie chcę równouprawnienia w domu, w pracy, w Kościele. Nie chcę słuchać kazań głoszonych przez kobiety, mężczyźni – kapłani Kościoła - świetnie sobie z tym radzą. Naprawdę tak uważam (nawet kiedy czasem narzekam na swoich duszpasterzy, choć przyznam Wam, że raczej zdarza mi się ich chwalić). Sama głosić kazań nigdy bym nie chciała, chociaż mam dużo do powiedzenia. Chcę dzielić się swoim przeżywaniem wiary, swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi tego, co się dzieje w Kościele, ale znam swoje miejsce. Mogę robić to na wiele sposobów w różnych miejscach czy to w czterech kątach swojego domu, w moim mieście, miejscu pracy czy nauki. Mogę jechać na misje, i tam głosić.
Możemy naprawdę wiele… doceńmy najpierw to, co możemy i korzystajmy z tego.
Chyba po prostu jestem tradycjonalistką. I wiecie? Jest mi z tym niezwykle dobrze.

You Might Also Like

0 komentarze