w Kościele odnajduję normalność

30 września

Niedługo stanie się tradycją, że na pierwszy tydzień mieszkania mojego w Lublinie po wakacjach mam pożyczony Internet (brawa dla Marcina! :D ). Dwa tygodnie praktyk minęło bardzo szybko. Na początku myślałam sobie: znowu będzie mi się nudziło, znowu bezsensowne siedzenie po kilka godzin, znowu nie zobaczę jak ta praca naprawdę wygląda. Otóż było zupełnie inaczej. W ogóle mi się nie nudziło. Przez 6 godzin dziennie miałam naprawdę co robić i nie było to parzenie kawy czy kserowanie. Muszę przyznać, że prawie się poczułam jak pracownik Centrum Pomocy Rodzinie. Wyjeżdżałam też w teren i… zderzenie z rzeczywistością było bolesne. Jedno jest pewne: nie chcę pracować w pomocy społecznej. A czego chcę? Na to pytanie będę odpowiadać sobie przez najbliższy rok…
A jutro zaczynam trzeci rok studiowania mojego lubelskiego. Nawet się cieszę, bo trzy miesiące laby to za dużo. Jestem już na mojej nowej stancji, załatwionej „po znajomości”. Moich przyszłych współlokatorek jeszcze nie ma. Plan zajęć mam tak wypełniony, że już czuję jak ten semestr da mi w kość. Ponadto – pisanie pracy, to chyba będzie jakaś totalna porażka! Nie mogę sobie tego wyobrazić z moją panią promotor. Po prostu nie mogę.
Wczoraj byłam u spowiedzi. Dobrze jest mieć spowiednika, któremu naprawdę zależy na życiu penitentki. Co prawda zadaje on dużo trudnych pytań, na które nie potrafię odpowiedzieć i tak głupio milczę, albo rzucam ciągle to nieporadne „nie wiem”, ale ten właśnie człowiek; ten kapłan zapewnia mnie o miłości Boga do mnie. Nawet nie wiecie jak bardzo tego potrzebuję i jak bardzo to cenię. Oczywiście – w sakramencie pojednania to rozgrzeszenie jest istotą, ale to jest właśnie miłość Boga, to taki aspekt, który ciągle odkrywam i ciągle niedowierzam.
A dziś poszłam sobie na Eucharystię wieczorem. Po drodze spotkałam nieziemsko przystojnego policjanta! Normalnie miłość od pierwszego wejrzenia. I puścił mi oczko, i się do niego uśmiechnęłam i on się oduśmiechnął do mnie. Och! :-) A na Eucharystii było pięknie! Jak zawsze na Eucharystii. I o ile ostatnio ciągle sobie narzekam na Pana Boga i na Kościół, a konkretnie na „nieobecność” (szeroki temat, ale szkoda na to czasu), to dziś doświadczyłam, że Jezus jest blisko mnie.  Przeczytałam nie tak dawno na blogu młodej dziewczyny, bardzo wierzącej, praktykującej, że w Kościele brakuje jej normalności, brakuje jej uśmiechu i spontaniczności. A ja tak dziś siedząc w Kościele, jeszcze przed rozpoczęciem, a później w trakcie rozejrzałam się, na lewo i prawo, na ludzi których z widzenia już znam i na tych których nie znam, na kapłanów, których też już z widzenia jakoś kojarzę, myśląc też o sakramencie pokuty, który zawsze gdy poprosiłam to otrzymałam i zawsze w takich okolicznościach jakich chciałam – nie przy konfesjonale, tylko w rozmównicy, przypominając sobie kazania raz bardziej, raz mniej udane, to muszę stwierdzić: w Kościele odnajduję właśnie normalność. Nie zawsze się do tego przyznaję, czasem się buntuję, ale tak jest. Tą normalność wyznaczają przykazania Boże. One są trudne. Na pierwszy rzut oka są ograniczeniami, a kiedy zaczniemy się do nich stosować, je przestrzegać, to można poczuć jak bardzo czynią życie normalnym, radosnym. I nie potrzeba  śmiechu w Kościele i nie wiadomo jakiej spontaniczności. Wystarczy na „znak pokoju” podanie dłoni i serdeczny uśmiech, i nawet jeśli ktoś krzywo spojrzy, to jest to normalne, bo Kościół jest owszem święty, ale jest też grzeszny.  A życie każdego człowieka, który tworzy Kościół to historia, której często nie znamy, ale znając trochę życie, można się spodziewać, że były i są momenty trudne, bolesne. My czasem chcielibyśmy zmieniać Kościół, tak jak uczniowie z dzisiejszej Ewangelii widząc, że samarytanie nie przyjęli Jezusa: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich? Lecz On obróciwszy się zabronił im.”
I jeszcze jedno zdanie na koniec, z listu do Filipian: "niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich" (Flp 2,4)
Właśnie – niech nie oczekuję, aby było tak, jak ja chcę. Niech zrozumiem, dlaczego inni chcą inaczej. Niech mój egoizm pomniejsza się, a wzrasta troska o sprawy drugiego człowieka.


Studentom życzę długich nocy i krótkich kolejek do dziekanatu, oraz Ducha Świętego każdego dnia, i żeby październik kojarzył się z modlitwą różańcową, a nie bolesnym lub mniej bolesnym powrotem na uczelnię :-) 
pax Wszystkim!

You Might Also Like

10 komentarze

  1. super wpis o tej spowiedzi.. dziękuję...

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmisz jakbyś studiowała nauki o rodzinie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Studiuje w Lublinie prace socjalna, wiec chyba jeszcze gorzej :-P Pozdrawiam Was we wspomnienie mojego ulubionego swietego !!! :-) pax!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś się spotkamy, a może wciąż gdzieś się mijamy... :) pax! ;]

      Usuń
  4. Dobrego nowego roku nauki ;)Wróciłam po przerwie do pisania bloga.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki i nawzajem! I niech Ci się dobrze pisze again ;) pax! ;]

      Usuń
  5. http://zainspirowana-niebem-i-ziemia.blogspot.com/

    Jednak zmiana planów:) Teraz jestem pod tym, wbrew pozorom innym adresem:)

    OdpowiedzUsuń