27 marca

Tym razem notatka będzie nieco dłuższa. Napiszę o wszystkich moich rozterkach, a jest ich coraz więcej.
Na uczelni nic się ciekawego nie dzieje i akurat w tej kwestii nic się nie zmieniło. Nie jest ciekawiej. Powoli zaczyna mi się jednak rozjaśniać w jakim kierunku zawodowym chcę podążać. To, że nie chcę być pracownikiem socjalnym biegającym po domach z kwestionariuszem wywiadu, wiedziałam już zaczynając studia. Głównie dlatego, że zanim zacznę to robić już się zawodowo wypalę ;) Możliwości jest niewiele, ale można coś pokombinować, choć nie wiem czy jest coś co mnie naprawdę interesuje. Mam coraz większe przekonanie, że nie.

Dzisiaj powinnam podać temat pracy licencjackiej, ale jeszcze go nie mam, więc jak miałam go podać. Nie podałam. Nie wiem o czym chcę pisać i pytania pani promotor: "a czym pani się interesuje, to może nakieruję?" w tym przypadku nie za bardzo mają sens, bo moje zainteresowania nie dotyczą mojego kierunku studiów. Coś jednak trzeba będzie pisać...ani tematu ani ochoty nie ma.

W kwietniu muszę dać odpowiedź właścicielce mieszkania, w którym wynajmuję pokój czy zostaję tutaj czy się wyprowadzam na następny rok akademicki. Mieszka się słabo, tzn. płacę sporo, a warunki nie są rewelacyjne. Poza tym współlokatorki są czasem baaardzo męczące, bo głośne. Argumenty przemawiają za tym, żeby zmienić, ale obawiam się, że może mi się trafić jeszcze gorzej :( Przecież tutaj ostatecznie najgorzej nie jest. Chyba najbardziej obawiam się właśnie ludzi, z którymi będę miała mieszkać. Kurcze, jakbym chciała mieć jakiś normalnych, spokojnych współlokatorów, którzy zapraszając gości nie muszą drzeć buźki na całe mieszkanie, którzy nie robią imprez, na których tłuką się butelki i bawią się gazem pieprzowym, którzy nie przychodzą ze znajomymi o 4 nad ranem, którzy sprzątają po sobie w toalecie i łazience! To naprawdę nie jest przecież wiele... Jedna z nielicznych zalet tego mieszkania to lokalizacja. Bardzo lubię tą dzielnicę i pobliskie osiedla, także to na którym mieszkam, a i Poczekajka jest zaledwie dwa przystanki stąd.

Zupełnie nie mogę porozumieć się z bliską mi osobą. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że nadajemy na tych samych falach. Rozmawiało nam się ekstra, czasem kilka godzin. Wspieraliśmy się, pocieszaliśmy, potrafiliśmy rozbawić. Mimo że nie zawsze było miło i przyjemnie, to jednak znajdowaliśmy nić porozumienia. Obecnie nie odzywamy się.  Czuję się w pewien sposób oszukana. Pewna obietnica została złamana. Powiedziałam: dość. Najzwyczajniej w świecie nie mam już siły tłumaczyć, że mam uczucia i że nie wolno się bawić czyimś kosztem, trzeba brać odpowiedzialność za słowa, za decyzje... Z drugiej strony BARDZO pragnę, żeby ta znajomość znowu była taka dobra. Brakuje mi jej własnie w takiej postaci jaka była. Nie rozumiem całej tej sytuacji. Wiem, że mojej winy też jest w tym sporo. Moje zachowania też nie zawsze były w porządku. Ale chyba nie aż tak... Naprawdę...nie rozumiem i poddaję się...

Poza tym duchowo...słabiutko.... katechezy się skończyły(bardzo owocne!), próbuję złapać kilka razy w tygodniu Mszę Świętą, ale mam tyle zajęć, że jak wracam to padam ze zmęczenia. Trochę czytam. Teraz papieża Franciszka. Ale jakieś to takie wszystko bez przeżywania. Próbuję rozmyślać nas Słowem, ale nic nie rozumiem, nic nie słyszę, nic mi nie zostaje w pamięci. Nie potrzebuję fajerwerków, nie, nie, ale...chciałabym, żeby było jakoś trochę lepiej.


Chciałabym też, żeby był Ktoś...

Pozdrawiam Was ciepło! I bardzo dziękuję za modlitwę za mnie i słowa pokrzepienia, które otrzymałam przez skrzynkę e-mail. W podziękowaniu do pesymistycznej notatki wrzuciłam wiosenne zdjęcia, które niedawno zrobiłam, mam nadzieję, że Wam się podobają.

pax! ;]

You Might Also Like

1 komentarze

  1. Na pewno znajdziesz jakiś odpowiedni temat pracy licencjackiej.To tylko na początku wydaję się trudne.(wiem to z własnego doświadczenia).

    OdpowiedzUsuń