weź krzyż swój

08 września

Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.



Uwielbiam słuchać świadectw! U w i e l b i a m, gdy człowiek mówi, o tym jak s p o t k a ł w swoim życiu J e z u s a Chrystusa, o radości spotkania z NIM, ale też o tym, że pójście za Nim wiąże się z trudnościami. Miałam już wczoraj napisać notatkę, próbowałam jakoś to Słowo zrozumieć, zobaczyć co oznacza dziś dla mnie, ale...no nie bardzo coś potrafiłam "wymyślić", i nie ma się co dziwić, bo to Słowo dociera powoli, na modlitwie, w skupieniu - niekoniecznie my musimy być skupieni na maxa, chodzi raczej o to, aby nasze serce było skupione na Bogu, o to aby nasze serce się modliło :) Nie napisałam wczoraj, nie napisałam dzisiaj przez cały dzień, dopiero teraz... Byłam na Mszy Świętej (to chyba nie jest zaskakujące :p ). W mojej parafii gościł dzisiaj kleryk naszego diecezjalnego seminarium duchownego (wyższego ;) ). Mówił świadectwo swojego powołania...ot...zwykłe świadectwo, trochę seplenił, nie bardzo wiedział jak układać kolejne zdania, ale...to świadectwo właśnie dlatego było takie niezwykłe. To było świadectwo konkretnego człowieka, który spotkał Jezusa. Nie był nazbyt wyjątkowy, szczególnie pobożny, ładny czy fajny. Był po prostu sobą - młodym chłopakiem, z jakimś tam życiorysem. I to jest takie mega, że Miłość nie przebiera, tylko powołuje nas wszystkich, właśnie takich jacy jesteśmy, właśnie stąd gdzie żyjemy, z tymi zdolnościami, zaletami i z naszymi wadami i słabościami; grzechami.
Tak bardzo chcę być Jego uczennicą. To pragnienie jest, ono się nie zmienia, ono trwa i jest jakby dojrzalsze, choć niektóre moje decyzje o tym zupełnie jakby nie świadczyły. Ale decyzja jest dojrzalsza. Na błędach się uczę i widzę, że jedynie Bóg jest w stanie mnie usatysfakcjonować. To odkrycie jest...fajne, przyjemne... Gorzej, jak przychodzi codzienność po takim "odkryciu", a w raz z nią tęsknota, cierpienie, problemy, zmartwienia. Nie noszę swojego krzyża. I tak sobie myślę, że On mówi niewiele, nieraz nic, ale dużo może, a przede wszystkim JEST i będzie. Nie opuści. Ale jest też wybór- żeby nosić swój krzyż, tylko wtedy mogę być Jego uczniem, Jego uczennicą. Trudno jest wziąć ten krzyż, ale..bez tego nie zostanę usatysfakcjonowana, nie będę w pełni szczęśliwa. Zawsze będzie niedosyt...
Wiec wezmę swój krzyż, jeszcze raz spróbuję, zacisnę zęby (albo lepiej- uśmiechnę się) i wytrzymam to wszystko co się dzieje w moim pokręconym życiu, bo On jest moim Nauczycielem, Mistrzem, Panem, BOGIEM.

Weź krzyż swój....

pax! ;]

You Might Also Like

0 komentarze