Patrząc za okno można by mieć wątpliwości co do tego, czy faktycznie jest dzisiaj 17 dzień grudnia. Nie ma mowy o zimowej aurze. Mój sobotni dzień rozpoczął się od wychwalenia Stwórcy w modlitwie za to że dał dzień, w którym bardziej niż dnia poprzedniego chce mi się żyć. Może właśnie ta chęć (za)istnienia sprawiła, że nastąpił come back- i znowu piszę. Wciąż trwa...
Po raz trzeci zabieram się do pisania tej notatki i mam nadzieję, że tym razem zostanie ona szczęśliwie doprowadzona do końca Moja dość długa nieobecność na blogu spowodowana była brakiem dostępu do Internetu. 1 sierpnia wyruszyłam na pielgrzymi szlak z Pieszą Pielgrzymką Podlaską na Jasną Górę. Była to moja piąta pielgrzymka, ale inna od poprzednich, gdyż w innej grupie- brązowej (prowadzonej przez Braci Mniejszych Kapucynów). Szliśmy 13 pełnych dni, i dotarliśmy do miejscowości oddalonej 8km od Częstochowy, by tam zatrzymać się na nocleg, a z samego rana, 14 tego sierpnia wkroczyć na Jasną Górę- do naszej Najlepszej Matki.
Droga była długa i wiele w tym czasie się wydarzyło. Trudno ogarnąć mi cały ten czas słowami, pewnie wiele pominę w swoim opowiadaniu, które chciałabym, by stało się świadectwem.
Na początku chcę zaznaczyć, że nie wyobrażam sobie żeby człowiek, który został obdarzony od Boga dobrym zdrowiem, nie poszedł choć raz na Jasną Górę pieszo, bo mu się nie podobało (idea pielgrzymowania), bądź nie chciało. Nie wiem, jak bym mogła stanąć twarzą w twarz z Nim, bez tych pielgrzymek. Wyruszając, w grupie znałam jedynie koleżankę, z którą wyszłam na szlak i przewodnika grupy, z którym rozmawiałam jednak wcześniej tylko raz. Już w pierwszych dniach okazało się, że jestem jeszcze bardziej samotna w tej grupie, niż wydawało się na początku (dlaczego-o tym opowiadać nie będę). Zostałam poniekąd sam na sam z Bogiem. Ktoś mógłby powiedzieć, że to na pewno piękne doświadczenie- takie spotkanie: wzniosłe i głebokie przeżycie. Otóż- gdy człowiek najmniej się spodziewa- wtedy napotyka najwięcej zasadzek złego ducha. W tym spotkaniu z Bogiem przez kilka dni było wiele żalu i złości, które wyładowałam na sobie samej - to brak miłości ! (a jeśli siebie nie miłuję, czyż jestem w stanie pokochać kogokolwiek...) Bóg ze wszystkiego potrafi wyprowadzić dobro. Przyglądając się swojemu zachowaniu i nieumiejętności spotykania się z Bogiem, odkryłam pewną prawdę o sobie- pierwsze przykazanie ( Kojarzymy myślę fragment: "Jezus został zapytany: Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?. Odpowiedział: Będziesz miłował Pana Boga twego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy") zostało w moim życiu przestawione na dalszą pozycję. Starałam się przestrzegać wszystkich przykazań Bożych i pracować nad swoimi słabościami, ale to jedno- najważniejsze- całkowicie 'odstawiłam'. W tym czasie- tego pozostania z Bogiem poznawałam siebie, bo tylko poznając siebie można siebie pokochać. Chyba większość z nas nie lubi długo trwać w milczeniu, przebywać w samotności, czuć się osamotnionym. Uwierzcie- a doświadczać tego w tłumie ludzi- pielgrzymów, jest jeszcze bardziej bolesne (i daj Boże- owocne!). Na jednym z postoi, gdy siedziałam sama spojrzałam na samochód służb pielgrzymkowych, na którym był plakat naszej pielgrzymki, a na nim tegoroczne hasło: "Ja Jestem w wami", i stwierdziłam: nie ma co nie ufać ! Po chwili podszedł do mnie brat z mojej grupy i cały postój rozmawialiśmy. Przez całą pielgrzymkę towarzyszyły mi właśnie takie rozmowy- niby z przypadku, ale przecież...przypadków nie ma. Jest wola Boża. Poznawanie ludzi jest fascynujące, ale jeszcze bardziej działanie Boga przez ludzi- bardzo różnych. Ważne było dla mnie dostrzeżenie mojego trądu- w Księdze Kapłańskiej jest napisane po czym poznać trędowatego. M.in. po rozerwanych szatach, które właśnie są oznaką mojego trądu. Rozerwane szaty, czyli stan wewnętrznego rozdwojenia, rozdarcia, sprzecznych pragnień. To we mnie jest i dobrze, że Pan dał mi to odkryć, abym mogła coś z tym zrobić... Wieczory chyba były najtrudniejsze- ból i zmęczenie po całym dniu mocno wtedy dawały o sobie znać. Modlitwa Apelem Jasnogórskim dawała troszkę takiego duchowego wytchnienia. Noc była potrzebna ciału, a rano...to, co dawało największą radość i moc- Uczta u Pana. W pewnym sensie odkrycie na nowo Eucharystii, jako daru od Boga. Pozostawił nam Siebie, byśmy mogli się pokrzepiać. Pielgrzymka to naprawdę skarby łaski. Dobrze wykorzystując ten czas możemy autentycznie doznać wielkich uzdrowień. Ta droga do Matki była dla mnie jednymi z najgłębszych rekolekcji, jakie przeżyłam (a trochę ich było...). Na końcu drogi- czekająca Matka, wytęsknione spotkanie. Ofiarowanie całego trudu pielgrzymiego, oddanie intencji niesionych w sercu, i dziękczynienie- za łaskawość Jej Syna. Bóg jest naprawdę hojny dając mi to wszystko. Zdaję sobie sprawę, że to bardzo chaotycznie opisane wspomnienia i że cięzko może się czytać. Mam nadzieję, że w tych wszystkich słowach jest Pan, tak jak był ze mną na trasie...
Bogu Najlepszemu niech będą dzięki
Jest pewna taka prawidłowość- czym dalej od Boga, tym trudniej mówić o Nim. Wiedziałam o tym wcześniej, ale teraz przekonuję się na sobie. Wiem, że to chwilowe zagubienie, które zakończy się z najbliższym powrotem - z najbliższym uklęknięciem do kratek konfesjonału i spotkaniem z Jezusem Miłosiernym (które będzie jak najszybciej sie da!) Rzadko, ale czasem zdarza mi się przeglądać blogi, na których są...
Cały wczorajszy dzień był udręką - zastanawiałam się: po co świętować tą całą wielką uroczystość- tak bardzo ważną (takie mam przeświadczenie, niedające spokoju). Czy takie rozkładanie na części Pana Jezusa jest potrzebne i komu? Odpowiedź znajduję na bliskiej mi witrynie (ze względu na patriotyzm lokalny: www.diecezja.siedlce.pl), gdzie w zebranej z różnych źródeł notatce czytamy: „ustanowiona po objawieniu się Chrystusa św. Małgorzacie Marii Alacoque...
Zaniedbywanie obowiązków jest liche, a tak często wybierane. Zdaję sobie jednak sprawę z grzechu, ze słabości – co znaczy, że moje sumienie jest żywe. Widzę problem- chcę go rozwiązać, znaleźć wyjście. ‘Ładnie’ ten problem pasuje do tekstu gdzie Bóg wyraźnie mówi: ‘kładę dziś przed wami błogosławieństwo i przekleństwo’. Bóg każdego kolejnego dnia kładzie przed nami jedno i drugie i mówi: wybieraj! I my...
Są racje ku temu, by twierdzić że Bóg jest Szaleńcem, skoro dał nam wolną wolę i takie możliwości. Jeśli można czynić to co wygodne i przyjemne, to dlaczego by niby robić z siebie cierpiętnika? Niedorzeczność. A jednak...nie dla wszystkich. Bóg dał nam przykazania. Ktoś powie: nikogo nie zabiłem, nie okradłem banku, a nawet sklepu spożywczego- nie mam grzechów. A zdarzyło się nie dbać...
Każdy ma swoje wzloty i upadki. Choć jeszcze niedawno myślałam, że na upadki mam monopol, okazało się, że wcale nie. Rzeczywiście, są ludzie, których walka ze Złym jest dużo bardziej uciążliwa i skomplikowana niż moja. Skłaniam się raczej, ku temu, aby tu przedstawić swoje doświadczenia. Nie po to, by użalać się i opowiadać, jak to jest mi ciężko, raczej dlatego, że trudno opowiadać...